nurkowanie

13.05.2020

Latanie ma w sobie coś z nurkowania. Zatapiam się w inną rzeczywistość, w toń. Jestem sam ze sobą, daleko od twardego gruntu.



Podczas domowej izolacji bardzo brakowało mi takiej samotnej eksploracji jakiejś przestrzeni - do czasu, gdy dałem nura w archiwum. Do tego też potrzeba czasu, spokoju, woli walki i perspektywy drogi. To sprzyja głębokiemu nurkowaniu, a przecież chcę dotrzeć daleko, do świata, którego już nie ma, do wspomnień kogoś, kto wtedy był zupełnie innym człowiekiem.

Siedzę przed ekranem, świat przed oczami pochłania mnie w całości - zupełnie jak za pomocą czarodziejskiej myślodsiewni profesora Dumbledore'a (kto z Was pamięta przedmiot z gabinetu dyrektora Hogwartu?). Obraz ożywa, przestrzeń staje się trójwymiarowa, pojawia się dotyk wiatru na twarzy, wraca miarowy warkot pracy silnika. Słucham tego rytmu bardziej niż zwykle, wiem, że jeśli silnik zgaśnie, stanę się realnym uczestnikiem wydarzeń w dole. A tam rozpościera się bezkres wody i opuszczony martwy teren. Nikogo nie ma, wszyscy są już ewakuowani. Sekwencja zdjęć pomaga odtworzyć przebieg lotu. Czuję się trochę jak w Incepcji. Rozglądam się, próbuję dostrzec coś, co wcześniej umknęło mojej uwadze. Wyrzucam ze zbioru główne kadry, które były jak latarnie w opowieści o powodzi w Sandomierzu, po nich się nawigowałem, ale dziś one by mnie zmyliły w poszukiwaniach, zaćmiłyby to, co kryje się w ich cieniu. Tak właśnie na powierzchnię wypłynęło dzisiejsze zdjęcie. Akurat teraz, 10 lat po wydarzeniach w Sandomierzu.

Patrzę na nie i się zastanawiam, jak to się stało, że je przegapiłem. Czuję moc sprzeczności, bo przecież jest w moim archiwum, a go nie pamiętam. Jest moje, ale jakby cudze. Zastanawiam się, czy dziś też zrobiłbym takie. Pewnie zrobiłbym inne, bo ono nie jest wykonane pionowo w dół, jak większość moich zdjęć. No i przegapiłem je tyle razy, a dziś je znowu dostrzegłem. Znów zastanawiam się, jak teraz sfotografowałbym tę powódź. Uruchamia się litania zarzutów: że można było polecieć trochę w bok, że jeszcze raz, że z innego kąta... Staram się umknąć tej analizie - przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. A może jednak?

Oswajam to zdjęcie, ono znów staje się moje i obrazuje to, co się dzieje we mnie, gdy sprzeczam się sam ze sobą. Chciałbym żyć tu i teraz, a siedzę głęboko w przeszłości analizując ją, jakby mogła się zdarzyć ponownie.

Im dłużej patrzę, tym bardziej jestem pewien, że choć na zdjęciu widoczna jest koparka, to jednak jest to autoportret.